Dalsza część tripu z początku miesiąca. Woda się jednak w fontannach pojawiała - bo, mimo hiobowych wizji z wiosny, żadna "susza stulecia" nam w tym roku nie grozi.
Namnożyło się tych wystaw plenerowych.
A to co?
Kotek na desce:-)
Warkot na zamkniętym parkingu.
Jakiś zlot motocyklowy.
Odjechali w równych odstępach.
Typowy obrazek z żarskich ulic. Naprawdę nie można inaczej rozwiązać sprawy oddawania odzieży?
O! Są!
Bez regulaminu ani rusz.
Ślicznie są cumowane nasze "transtawiki";-)
Teraz, co niedziela pracownicy MOSRiWu będą targali tu te łódki i wyrabiali nadgodziny.
No a wszystko to, by mieszkańcy "mieli darmową" rozrywkę, oczywiście z własnej kieszeni.
Emocje sięgnęły zenitu przed 14.00.
Koła ratunkowe, liny, kapoki:-)
Są łódki, ale oczywiście, kto by tam podczas projektowania myślał o przystani. A zatem improwizacja - obłożono gumą dwa schodki. Zda to egzamin? Nie sądzę. Dziób będzie i tak uderzał w krawędź schodka powodując spore naprężenia. Nie wróżę z tego powodu długiej żywotności tym łodziom z włókna szklanego. No, ale co tam, ważne, że rozrywka jest "darmowa"...
Są pierwsi śmiałkowie.
No godzina wybiła!
Pewnie tak wyglądali ci szczęśliwcy z Titanica po tête-à-tête z górą lodową;-)
Najnowsza kolejna miejska "darmowa atrakcja". Smakowało jak za dawnych lat? A skądże - plastikowy kubek i marny sok. Naprawdę starałem się nie być uprzedzony. Kiedyś woda z saturatora była o wiele mocniej nasycona CO2 - ba! często wolałem wodę bez soku, by poczuć szczypanie na języku zwykłej kranówy. Oczywiście dziś picie z szklanek - gruźliczanek nie wchodzi w rachubę, ale i tak to nie był smak z dzieciństwa.
Trawa w mieście wybujała.
Rośnie wszędzie.
Pozrywane banery Dudy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz