wtorek, 31 marca 2020

Marzec kończy z przytupem.

Tak jakoś po 2. w nocy, słyszę szum. Aha! Marzec nie poddaje się łatwo.


Rano biało, jak mówiłem kuper bocianowi zmarzł...


No żesz! Całą zimę nie padał śnieg, no to teraz musi...


Ale po południu, na pustych miejskich chodnikach, nie było go ani grama.


Kebsy, jak w aptece całodobowej - sprzedawane z okienka.


Puuuuuusto.


Żurawie właśnie wzbijają się do lotu.


Zachód słońca z nad miastem - widok z "górnej" Kadłubii.


Wieś jest obecnie intensywnie zabudowywana. Ciekawe, czy zbliżający się kryzys gospodarczy wyhamuje ten budowlany run...


Eh, to betonowe płoty... kompletnie nie rozumiem ich stawiania. No ale może dlatego, że ja nie stawiam parawanu na plaży?


W tle mój bocian, który postanowił coś upolować na kolację.


No i kończy się jeden z najdziwaczniejszych miesięcy, jakie dane było mi przeżyć. Koronawirus szaleje, ograniczenia coraz większe. Czy pandemia zelżeje po Wielkanocy? Oby...

poniedziałek, 30 marca 2020

Niezłe bzykanie.

Miasto opustoszało...


Ale w piątek musiałem coś podrzucić do ratusza. Już nikt nawet nie wychodzi z budynku, korespondencja tylko za pomocą urny.


Musiałem zrobić zakupy. Wybrałem Dino, choć mają fatalne pieczywo z pewnej miejscowej piekarni (tymi zakalcami powinien zająć się Sanepid, no ale teraz mają ważniejsze sprawy na głowie...). Przed wyjazdem do centrum wziąłem zamówienie od sąsiadów. Są w grupie dużego ryzyka, więc lepiej niech nie chodzą po sklepach. Do sklepu tylko z wózkiem. No problem, planowałem duże zakupy dla własnej rodziny i sąsiadów. W sklepie obowiązek założenia rękawiczek. Fajnie. Miałem swoje, plus maseczka (niby niepotrzebna, ale jeśli to ja roznosiłbym wirusa, to lepiej żebym jednak miał ją na twarzy, ponadto maska ogranicza ryzyko, że przeniosę wirusa z ręki na twarz). Wrzucam produkty, staram się utrzymać bezpieczną odległość od innych. Słyszę, jak obsługa walczy z gościem w średnio-starszym wieku, bo ani nie chce założyć rękawiczek, ani wziąć wózka na zakupy. Chodzę po sklepie, przy jednej z półek skumulowały się trzy, w porywach cztery pracownice. Oki. Nie podchodzę, idę po inne rzeczy. Za jakiś czas patrzę, czy już mogę wziąć towar. Nie. Dalej siedzą i biadolą, że muszą pracować w czasach pandemii. Okej, do trzech razy sztuka. Znowu podchodzę. I w tym momencie zostałem opier... z góry na dół, że łażę po sklepie, że powinienem mieć kartkę z listą zakupów (eh, kobieto - jest XXI wiek, ja listę zakupów mam zawszę w Listonicu) itepe. Nie wdawałem się w pyskówkę. Powiedziałem tylko, że dzięki dużym zakupom nie przyjdzie tu niepotrzebnie do sklepu parę osób przez następnych kilka dni. Obróciłem się na pięcie. Przy kasie. Widząc moje zakupy, przepuściłem: raz, spragnionego pana z naleweczką i jakimś chlebkiem,  dwa wesołego seniora z jednym serkiem... No cóż, panie boją się ewidentnie kogoś w maseczce. Ale jakoś nie przeszkadzają im ludzie, którzy zamiast zrobić raz zakupy na dłuższy czas przychodzą co chwilę  do sklepu po szczeniaczka, jedno piwko i dwie bułeczki...


Uff, wracam na podżarskie przedmieścia.


 Miasto leży w dolinie, ta kępa drzew w oddali, to Wzgórze Doktorskie - za Szpitalem na Wyspie.


Ależ ta Wenus świeci ostatnimi czasy.


W sobotę 28 marca pogoda iście wiosenna.


Pszczoły rzuciły się na kwiaty mojej śliwki.


Ach, jakie cudowne bzykanie:-)


A jakby tego było mało wylądował pierwszy bocian:-) To zdjęcie zrobiłem tuż po lądowaniu. 


Trochę zmarznie mu teraz kuper, bo w niedzielę 29 marca nastąpiła diametralna zmiana (na gorsze) :-(((

sobota, 28 marca 2020

Posłaniec nadziei.

Jest! Przyleciał o 15.04 w sobotę 28 marca 2020 r.


Oto pan bocian, który przybył do swojego gniazda na kominie dawnego ogrodnictwa w Kadłubii. Trochę mu posłanie zarosło, ale zanim przyleci pani bocianowa na pewno je wysprząta.


Odpoczął trochę.


A następnie udał się na pobliskie pole, by coś przekąsić.


Nie wiem, czy mu się udało. Dlatego ugotowaliśmy mu trochę jajek, które tu podrzuciliśmy. Pewno jutro ich nie będzie;-)


Po chwili zerwał się do lotu...


Poleciał gdzieś dalej.


Ale niedaleko, bo wkrótce wrócił.


Słońce zachodziło spektakularnie.


Taka duża pomarańcza.




W górze zawisała w powietrzu pustułka.


Kiedyś miałem swoją własną - zanim zrobiłem podbitkę - mieszkała pod kalenicą. Żaden gryzoń nie śmiał wtargnąć do mojego domu. Za to pod jej gniazdkiem znajdowałem wypluwki z mysimi ogonami;-)


Żurawie starają się utrzymać dystans, niemniej sporo ich przy wschodniej obwodnicy miasta.

piątek, 27 marca 2020

Oszustka.

Coraz rzadszy widok nad naszymi głowami - latają głównie maszyny cargo. Tu jeszcze leci samolot Emirates, które właśnie zakończyły loty pasażerskie w związku z pandemią.


Siedząc w domu mam jeszcze więcej okazji by patrzeć na niebo, a ono odwzajemnia mi się wieczornymi spektaklami.


A propos przedstawień i sztuczek.


Słyszę głośne skrzeczenie, jakby myszołowa.


Słyszę, ale go nie widzę. Co jest?


A to tak!


Tym poliglotą okazała się...


Sójka, która potrafi naśladować różne odgłosy.


Chyba delikwent chciał zaimponować znajomością języków obcych...


Jakiejś samiczce.


W pewnym momencie przeszedł na "język sójczy"


Ładny to ptak.


Amory, amorami, ale jeść coś trzeba. Niemniej niezły z niej oszust.


Stadko, które kręci się koło mojego domu.


Sarny. Wygląda na rodzinę - samiec i samica oraz troje młodych.


A w powietrzu, zamiast odrzutowych liniowców...


Hałas Blackhawków. Ten ma zamontowane dodatkowe zbiorniki paliwa do dalekosiężnych przelotów. Chyba amerykański, choć tego dnia policyjny Blackhawk był w Słubicach.


Kolejny stroszący piórka.


I kolejny Blackhawk, tym razem bez "galanterii" - leciał innym kursem (bardziej równolegle do granicy), więc to chyba ten należał do polskiej policji.


Wenus dalej mocno świeci tym razem wraz z księżycem.